poniedziałek, 22 września 2014

Dramione [1/3] /S.Honey

Każdy myślał, że to już będzie koniec.
Voldemort zabił Albusa Dumbledora, kiedy to toczyła się ostatnia walka między murami Hogwartu. Każdy walczył do samego końca, lecz mimo wszystko to śmierciożercy przejęli zamek. Złote Dziecko, czyli sławny Harry Potter zniknął i nikt nie wiedział gdzie się teraz podziewa. Antonin Dołohow po zwycięstwie na każdym kroku chwalił się jak to zaatakował Pottera i mimo, że ten zdążył się teleportować z pola bitwy, jego obrażenia nie dają mu możliwości przeżycia. Ron Weasley zginął ratując swoich rodziców, lecz na próżno, oni też zostali zabici. Fred i Ginny przeżyli jako jedyni ze swojej rodziny i stali się sprzymierzeńcami Czarnego Pana tylko po to, żeby żyć. Nie było dla nich żadnych specjalnych zadań by torturowali mugoli, szlamy lub zdrajców krwi, jedynie pozbywali się ich ciał.
Hermiona Granger oglądała zszarzały i ponury świat tylko przez gałęzie drzew. Przejęte zostało Ministerstwo i każdy, kto użył magii został od razu namierzony i przechwycony bo zostać oznaczonym. Każda różdżka miała teraz namiar, poza tymi, które należały do śmierciożerców. Kasztanowłosa dziewczyna musiała radzić sobie sama, bez magii, bez niczyjej pomocy, czy też nawet wsparcia. Żyła w lasach, zdarzało się, że zostawała na noc lub dwie w opuszczonych szopach. Sama próbowała polować chociaż na drobną zwierzynę, ale z tym bywało różnie. Czasami jakiś dobry człowiek ryzykował dając jej odrobinę jedzenia lub jego resztki, ale nikt nigdy nie zaoferował jej schronienia.
W porze letniej poradziła sobie mimo wszystkich trudów, ale gdy nadeszła zima było tylko gorzej. Czuła, że ma gorączkę, lecz nikogo nie mogła prosić o pomoc. Przez czas jaki minął od wojny cała Wielka Brytania była nadzorowana przez ludzi Voldemorta, nawet społeczeństwo mugoli.
Hermiona wędrowała ile tylko miała sił. Starała się jak najmniej czasu odpoczywać by zajść jak najdalej. Przeszła już długą drogę i sama jeszcze nie wierzyła, że nadal żyje. Od Hogwartu doszła do Londynu, a to już było dużym wyczynem. Niedawno zaczęła się kierować na wschód od stolicy, mając nadzieję, że tam spotka ją coś dobrego. Ale czy miała racje? Czy to nie prowadziło do śmierci? Zwłaszcza w taki mróz?
Znajdowała się w małej wiosce chcąc ukryć się od wszechogarniającego zimna. Była ukryta między dwoma zatęchłymi chatami. Raz po raz było słychać trzeszczenie śniegu pod nogami przechodniów i płacz dziecka, który nie ustawał od dłuższego czasu. To właśnie ten płacz spowodował, że młoda kobieta postanowiła wyjść z ukrycia poprzez uczucie niepokoju. Skierowała swoje kroki w stronę dobiegającego dźwięku aż ujrzała małą dziewczynkę. Miała ona dwa, może trzy latka. Dziecko o kręconych czarnych włosach łkało nad kobietą leżącą na ziemi. Granger podeszła ostrożnie, a kiedy była wystarczająco blisko by zobaczyć twarz zmarłej poczuła okropny dreszcz, który przebiegł przez jej ciało, a nie było to miłe. W postaci o czarnych włosach i oczach tego samego kolory, które spowiła już mgła śmierci, rozpoznała Pansy Parkinson.Jej sine usta utwierdzały w przekonaniu, że była martwa już od pewnego czasu.
Hermiona kucnęła przy zapłakanym dziecku.
- Chodź malutka, tutaj zamarzniesz. Gdzie mieszkasz, masz jeszcze jakąś rodzinę? - starała się to powiedzieć w sposób, żeby dziewczynka zrozumiała, ale ta nadal wyciągała swoje skostniałe z zimna rączki w stronę rodzicielki, nawoływując: mamciu". Granger chwyciła osierocone dziecko za rękę i wyprowadziła z wioski, nie chciała by zostało ono rozpoznane i żeby ludzie uznali, że to ona zabiła Parkinson. Kasztanowłosa od razu wiedziała gdzie się kieruje. Po drodze widziała palenisko, gdzie pozbywano się zwłok, tego była pewna po zapachu jaki otaczał tamto miejsce. Jednak tylko tam miały szanse na odrobinę ciepła.
Hermiona dokładnie przyjrzała się córce Pansy. Było piękne, nie ma czego ukrywać. Czarne i błyszczące loki uciekały dziecku spod kaptura. Duże, wyraziste i ciemne oczy, zdradzały wszystkie emocje. Teraz dało się w nich wyczytać rozpacz, smutek i strach. Drobny nosek, z którego teraz ciekł katar był niewątpliwie atutem maluszka.
Znalazły się na górce, już tutaj było czuć ciepło i smród ogniska. Granger oparła się ramieniem o najbliższe drzewo. Była wykończona. Zwróciła uwagę na plac, gdzie teraz toczyła się egzekucja jakiegoś chłopaka. Zamarła, gdy w oskarżonym rozpoznała Teodora Notta, byłego ślizgona oraz śmierciożercę od czasu śmierci jego ojca.
- Co ty wyprawiasz dziewczyno?!- dobiegł ją stłumiony wrzask, że aż bała się spojrzeć na tego, który to powiedział. Dziewczynka przerażona patrzyła przed siebie oczami pełnymi łez.
- Mówię do ciebie! - rozległy się ponownie jego słowa.
Nie miała wyjścia, wiedziała, że teraz zginą.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz